Przyjdź, Panie Jezu! Naprawdę czekamy

Z roku na rok czekamy. Przygotowujemy się, najpierw do czekania, potem do przyjścia. Jednak nadal, wciąż, niezmiennie nie jesteśmy gotowi.

Jakże się to stanie, skoro nie znam męża? A Tobie jakie pytanie przyszłoby do głowy, gdybyś dziś spotkał na swojej drodze Archanioła Gabriela a on powiedziałby: Nie bój się, znalazłeś łaskę u Boga, oto jeszcze dziś spotkasz Jezusa.

Panika? Ciągle niegotowi? Jak to? Już? Dziś? Teraz?


Z roku na rok czekamy. Przygotowujemy się, najpierw do czekania, potem do przyjścia. Jednak nadal, wciąż, niezmiennie nie jesteśmy gotowi. Porywa nas, niesie, popycha fala przygotowań. Płyniemy z tym nurtem i znów mamy poczucie, że… nic się nie zmieniło.


Tym razem będzie inaczej – postanawiamy. Dobrze wszystko zaplanuję. Może pierwszy raz uda się przynajmniej ostatni tydzień adwentu czekać naprawdę, a potem przywitać. Zaprosić, by zagościł. Został. Był. Koił. Wspierał i kochał. Jeszcze tylko te parę spraw. Zakupy zrobione. Prezenty poukładane, czekają tylko na piękne zapakowanie. Teraz skupiamy się już tylko na roratach, codziennym czytaniu Ewangelii, rodzinnym czekaniu. No i trach. Piec się zepsuł. Zimno. Nic nie da się w domu robić. Serwisanci mają ręce pełne roboty. Jakby tego było mało, klocki hamulcowe zaczęły piszczeć, trzeba wymienić, bo strach jechać na święta do rodziny.

Jeszcze “wigilia” w pracy, jeszcze sąsiedzi, jeszcze spotkania, życzenia… tyle tego. Dzwoni mama, chwila wytchnienia… Nie. Mama skręciła kostkę. Nie może chodzić. Trzeba jechać. Trzeba pomóc. Trzeba biec. Z pośpiechem, może nie w góry, do miasta w pokoleniu Judy, ale biec trzeba. Zostawić wszystko i pędzić, pomagać, chociaż cokolwiek zdążyć zrobić, chociaż trochę wesprzeć…


A może…


Właśnie taki ma być mój Adwent? Najprawdziwszy Adwent? Przecież wszyscy w natłoku spraw próbujemy złapać chwilę. Z wiekiem nawet coraz więcej chwil. By być z Nim. Czekać na Niego. W pośpiechu pobiec na roraty, w pośpiechu załatwiać kolejno wszystkie sprawy. W pośpiechu, ale jednak przygotować najpiękniejsze święta. Bo przecież wszyscy na Niego czekamy. Każdy jak umie. Także w tym naszym pośpiechu.

 

Jakże się to stanie? Normalnie. Gabrielu, jesteśmy gotowi. Czekamy. Niech Jezus przyjdzie. Niech wejdzie w środek tego naszego rozpędzenia, bo tacy jesteśmy, bo On nas zna, bo wie, że z pośpiechem robimy wszystko, by przyjąć Go najgodniej jak potrafimy.

Przyjdź Panie Jezu! My naprawdę czekamy…

 


Źródło: https://mail.google.com/mail/u/0/#inbox/FMfcgzGllVtJNwmRpkqqcQNtLMHTzlbb